Mimoza

mimoza

Za oknem tajfun, leje, wieje, nie ma wyjścia trzeba się rozbić na kanapie. Najlepsze rozwiązanie na dwa dni nudy to: świadome śnienie, czytanie książki, czyszczenie szpeju oraz eksperymenty na substancjach psychoaktywnych. Zaczynam od końca.

Kupuję kilkadziesiąt gram dziwnego suszu.  Sprzedawca zajmujący się medycyną naturalną uśmiechnął się i zpytał czy wiem do czego to służy. Udałem, że nie rozumiem. W kuchni zagotowałem wodę. Podobno wytarczy zaparzyć herbatę z około dziesięciu gram. Więc zaparzyłem z dwudziestu.

Chińczycy mają w swojej kulturze twardo zakorzenione herbatkowanie. Obejmuje ono zaparzanie różnych roślin, kwiatów, liści, łodyg, a końcowy produkt nieraz bardziej przypomina zupkę, niż czaj. Medycyna naturalna opiera się na parzeniu roślin i ziół. By doświadczyć tej kultury trzeba jednak pofatygować się do Państwa Środka, gdyż sprzedawane na zachód i w ogromnych ilościach produkty odbiegają od tych starannie dobieranych pod lokalny rynek.

Roślinka rosnąca na skale, smagana wiatrem i podlewana deszczem nie równa tej wychodowanej w szkółce, smaganej bakteriocydami, fungicydami, herbicydami i zoocydami.

Moja wypita w herbatce dobrze była posmagana i mnie też dobrze posmagała.Najpierw zjechała mi nieco gardło, bo w smaku była niczym jakaś nalewka ziołowa, ostra dla przełyku. Po kilkunastu minutach poczułem rozluźnienie mięśni i skupiłem się na filmie. Nie ma natłoku myśli, czasem jakby wszystko dookoła nieco zwolniło, ucichły kompletnie basy.

Po pół godzinie zwalniają i moje ruchy, czuję się frymuśnie- cokolwiek to znaczy i lekko na duchu. Powieki robią się miękkie, ale oczy zaiteresowane i rozbiegane. Włącza się głupawka.

Orientuję się, że ręka zawieruszona na głowie wtopiła się w miękką czaszkę. Czuję się jak miękkie zegary, nie potrzebuję się ruszać. Znikają cicho moje największe troski: przyszłość pand, rosnące ceny kwiatów w lokalnej kwiaciarni, a nawet prześladujące mnie twarze ludzi, których nie przepuściłem w drzwiach.

Ostatnie rzecz, którą pamietam przed zaśnięciem kamiennym snem to moje serce pracujące na luzie, pukające niczym kapiąca leniwie woda.

A to wszystko dlatego, że roślinka, którą wypiłem to Albizia Julibrissin, w Chinach znana jako 合欢花 (He Huan Hua), a u nas zwana Mimozą. Jest to Chiński prozak znany i podawany już na kilkaset lat p.n.e. świeżym wdowom, starym melancholikom oraz osobom cierpiącym na bezsenność, nadpobudliwość, czy depresje.

Najpiękniejsze, że w Chinach jest do kupienia bez problemów wszędzie, gdzie handluje się ziołami. Jest tanią (2 pln za całe popołudnie rozluźnienia plus cała noc snu gratis) alternatywą antydepresantów serwowanych w pastylkach na zachodzie.

Przed zastosowaniem nie trzeba nic czytać ani z niczym się zapoznawać. Nie wywołuje skutków ubocznych.

Jedna uwaga do wpisu “Mimoza

Dodaj odpowiedź do znikam Anuluj pisanie odpowiedzi